Wola
Falkner otworzył skórzaną teczkę w której trzymał wszystkie dokumenty, jakie wpadły w jego ręce. Raport dotyczący stanu zdrowia Gedwy Węgloskrzydłej umieścił zaraz z wierzchu.
Tego samego dnia popielka straciła obie nogi, jej lewe ramię udało się odratować. Miała szczęście w nieszczęściu: centymetry dzieliły ją od utraty życia. Gdyby pocisk trafił ciut bliżej, Gedwa znajdowałaby się w drodze do zbiorowej mogiły, zamiast do domu.
Prawdę mówiąc był to moment, w którym wszyscy powinni dostać bilet powrotny na ranczo Jarrina. Sarang zamknął się w sobie i ślęczał nad lazaretem, pilnując Gedwy niczym kryteński ogar podwórka swego pana, Jarrin owinąwszy się szczelnie peleryną nie reagował na żadne bodźce. Falkner siedział na taborecie przed palnikiem nad którym gotowała się potrawka, pisząc listy.
Selb przytargał ze sobą skrzynię i postawił przed dowódcą, po czym usadowił na niej tyłek.
- Do kogo piszesz, szefie? - spytał, biorąc gryz jabłka.
- Do przyjaciółki - odparł Falkner, nie odrywając oczu od kartki.
- Uuu, jaka to panna czeka na szefa powrót z wojny?
- Żadna. To sylvari.
Selb uniósł brwi. Mieląc chwilę kęs soczystego jabłka, zadał kolejne pytanie:
- A skąd ty szefie znasz sylvari?
- Stare czasy - odparł Falkner, podnosząc wzrok na podwładnego - Kiedyś ocaliła mi ogon, w ramach odwdzięczenia się oprowadzałem ją po Askalonie, pokazując naszą technologię. Swego czasu była mocno zainteresowana silnikami parowymi, mechanizmami korbowymi i tak dalej. A tej ciekawości nigdy nie dało się zaspokoić.
- I co, poważnie dali ci robić za przewodnika na służbie?
- Musisz wiedzieć za którą strunę pociągnąć, by instrument wydobył pożądany dźwięk - Falkner mlasnął i przekreślił słowo w liście - Ty nie masz żadnych kumpli poza nami?
- Miałem - odparł Selb - Poległ pod Płomienną Cytadelą. Pracowaliśmy razem w hucie. A poza tym to skąd mam znać wielgachnych nornów, przemądrzałe asury i tchórzliwych ludzi?
- Żaden z nich nie jest wart mniej, niż ty, ja czy cała nasza banda razem wzięta - Falkner nachylił pysk nad garnuszkiem z potrawką, a następnie wbił baczne spojrzenie w Selba - Ta wojna nie będzie trwała wiecznie, świat nie kończy się na Płomiennym Legionie czy duchach z Askalonu. Poza nimi są smoki, jeden, drugi, trzeci, cholera wie ile. Bogowie, którym wciąż mało naszego cierpienia, tyraniczni królowie i szereg innych szaleńców.
- Mam was - odparł Selb, również nachylając się by spojrzeć dowódcy prosto w oczy.
- To nie wystarczy. Kiedyś z Płomienną Cytadelą pomagał nam świeżo uformowany Pakt, dlatego wtedy tak szybko zwyciężyliśmy. Jeśli kiedyś będziesz musiał wa-
Wypowiedź Falknera przerwało nadejście posłańca od centuriona Rocktroopera. W jednej łapie trzymał zwój z rozkazami, w drugiej klatkę z gołębiem:
- Centurion Rocktrooper przesyła rozkazy i nowego członka bandy - zarechotał żołnierz.
Wzrok dwójki Węgli był piorunujący. Dopiero co stracili członka oddziału, takie żarty były nie na miejscu.
Selb wstał, odebrał rozkazy i klatkę z gołębiem. Szary ptaszek z tubą na wiadomości przy łapce. Odkąd załoga każdego z czołgów miała zainstalowane radio, skrzydlaci posłańcy nie byli już tak często wykorzystywani.
- Rozkazy wypełnić od razu, a ptaka macie na wypadek utraty łączności. Zarządzenie z góry - rzekł żołnierz, po czym oddalił się w swoją stronę.
Falkner rozwinął swój, przeczytał, skrzywił pysk. Sapnął głośno nozdrzami - Selb wiedział, że nie zwiastuje to niczego dobrego.
- Selb, idź po Saranga, ja obudzę Jarrina. Pal licho tę potrawkę, odgrzejemy po powrocie.
Wyjazd odbył się w ciągu dziesięciu minut. Obudzony Jarrin siedział na czołgu i palił papierosa spoglądając na przebiegające przez niebo chmury. Sarang wraz z Selbem ładowali amunicję, Falkner zaś podpisywał jakieś papiery opierając swoją teczkę o front maszyny.
- To wszystko runie - rzekł Jarrin, mrużąc ślepia od dymu.
- Co? - Falkner spytał nie odrywając wzroku od papierów.
- Ta wojna. Nie mam już siły, szefie. Chcę wrócić na ranczo, do naszych krów i świń, do marudzenia starych, emerytowanych żołnierzy i piania kogutów nad ranem.
- Nie wyskakujemy ze statku dopóki nie dostaniemy rozkazu, nawet jakby tonął - odparł Falkner.
Jarrin prychnął i rzucił niedopałek przed siebie.
- Włączę dziunię - rzekł, wskakując przez właz nad stanowiskiem kierowcy.
- Szefie, amunicja uzupełniona! - krzyknął Sarang, wyściubiając łeb przez właz wieżyczki.
- Na stanowiska. Nie mamy strzelca, więc Selb zastępuje Gedwę.
- Nie mogli nam serio dać kogoś doświadczonego? - zapytał Jarrin ze środka.
A mówią, że nie ma głupich pytań, a jedynie głupie odpowiedzi. Skąd miały przyjść posiłki?
- Dobra, nasze zadanie jest w miarę proste - zaczął Falkner, gdy wyjechali poza Ostoję - Wywiad Popielnych donosi o wrogich pojazdach krążących blisko starych pól. To koło trzydziestu kilometrów od osady. Mamy zaczaić się i zdjąć każdy wrogi pojazd, który tamtędy przejedzie.
- Płomienni mają czołgi? - spytał ze zdziwieniem Sarang
- Najwidoczniej. Kradzione maszyny od wojsk przygranicznych, gdy przypuszczali atak na początku Sezonu. To Szturmy III, stare modele, słaby pancerz, ale dobra zwrotność. Dlatego Selb masz strzelać celnie - niewiele potrzeba, żeby je rozwalić.
- Tak jest - odparł Węglochwyt, poprawiając swoje usadowienie na miejscu strzelca.
Jechali kilkanaście minut, nim dotarli do starych pól. Niegdyś uprawiano tutaj zboże, z którego później pieczono chleb dla żołnierzy. Oczywiście dotyczyło to Płomiennego Legionu, gdyż teraz Węgle znajdowali się tak naprawdę na terytorium wroga.
- Jarrin, zatrzymaj czołg - Falkner przytknął ślepia do peryskopu by przeczesać wzrokiem okolicę. Na ziemi leżały jeszcze spadochrony, z pomocą których żołnierze Popielnego Legionu wyskakiwali z charrcopterów podczas wczorajszej operacji.
- Dobra, wjedź w te krzaki na lewo. Będziemy mieli dobrą widoczność na drogę.
- Tak jest - odparł Jarrin i zakręcił ostro w lewo.
Silnik został wyłączony, by nie szumieć w okolicy. Selb przytknął oko do okulara celownika, Sarang przysiadł przy ścianie w której znajdowały się otwory z pociskami, Jarrin zmierzwił łapą futro na pysku.
- Pamiętaj Selb - rzekł Falkner, odstępując od peryskopu - Strzelasz według moich instrukcji. Nie jesteś Gedwą, nie byłeś w pełni szkolony, więc nie będziesz wiedział jak strzelać. Żadnej samowolki i trzymaj nerwy na wodzy. Zrozumiano?
- Tak jest, szefie.
- Dobrze. Jarrin, wypatruj wroga.
- Się wie - odparł niemrawo kierowca.
Minęła godzina, potem druga. Sarang wciąż bawił się z gołębiem, wtykając pazur w jego klatkę i obserwując, jak ptak próbuje się wycofać.
- Musisz go tak irytować? - spytał Selb.
- Nie mam co robić - odparł Węglorębacz.
- Rozbierz się i pilnuj swoich rzeczy, będziesz miał zajęcie.
- Cisza - syknął Falkner, spoglądając to na lewo, to na prawo za pomocą peryskopu.
Jarrin w tym czasie odpalił papierosa i wyciągnął się na swoim siedzeniu:
- Jak się czujesz po awansie, Selb? - zapytał kierowca
- W sensie?
- Awansowałeś z pomocnika kierowcy na strzelca. Oczywiście awans był wymuszony, nie za zasługi.
- Chcesz mi powiedzieć, że się nie nadaję? Sam kurwa strzelaj, proszę bardzo, ja mogę prowadzić.
- He he, chciałbyś. Kierownica jest moja aż po grób, zapamiętaj sobie. Nikt nie naciska pedałów dziuni bez mojej wiedzy.
- Dobrze, że tak kochasz swoje pedały bo już się bałem, że siedząc obok ciebie pomylisz drążki zmiany biegów.
Jarrin i Sarang zarżeli śmiechem, Falkner pokręcił łbem.
- To co się żart udał - odparł Jarrin - Ach Selb, powiem ci szczerze, że ogon mi się do dupy chował na myśl o tym, kto zastąpi Cyrrię. Był Barrik, ale zbzikował. Ty jesteś w porządku.
- Dość gadania, oczy przed siebie. Mamy kontakt.
Falkner zastukał w ścianę czołgu lekko, by zwrócić uwagę całej załogi:
- Sarang, ładuj przeciwpancerny.
Kolumna czterech Szturmów III sunęła drogą w kierunku wschodnim. Każdy z nich na burtach miał wymalowany symbol Płonącego Legionu, wieżyczki dwóch z nich okryte były pomarańczową flagą wroga. Włazy wieżyczek były otwarte, by "dowódcy" mogli przeczesywać okolice.
Szturmy były starej daty. To pierwsze czołgi o ruchomych wieżyczkach, które tak naprawdę nigdy nie wyszły z fazy prototypu. Dopiero pojawienie się pierwszych "Kłów", ciężkich "Berserków" i dwuwieżyczkowych "Iglic" (niezwykle ciężkie czołgi, których użycie spadło do minimum) zapoczątkowało nową erę pojazdów pancernych w Legionach. O ile Kły powstały na bazie nowego podwozia i modelu pozwalającego lepiej zazębiać się ciężkiemu opancerzeniu, Szturmy dalej bazowały na popielczych samochodach pancernych. Przewagą drugich nad pierwszymi stanowiła zwrotność i prędkość na otwartych terenach.
- Selb, czołg zamykający pochód. Strzelaj!
Strzał był celny. Trafiony w tylnią część burty, pocisk po przebiciu pancerza uwolnił pełną moc ładunku umieszczonego w komorze. Wskutek działania siły uderzeniowej, skład amunicji wrogiego czołgu eksplodował. Upojony swym strzałem Selb spoglądał przez okular celownika jak wieżyczka wrogiej maszyny wyskakuje w powietrze, płonąc.
Czołgi zatrzymały się i zaczęły się wycofywać, zakręcając ostro w lewo. Pierwszą zasadą walki pancernej było chronienie swojego tyłu, wypinając swą pierś na przód, okrytą najtwardszym pancerzem. Płomienni cofali się dopóki nie napotkali linii drzew. Nie było ucieczki. Nie mogli ominąć Kilofa II wraz z załogą. Musieli podjąć walkę.
W tym samym momencie Sarang załadował kolejny pocisk, a Selb otrzymał rozkaz by strzelić. Tym razem trafił obok wycofującego się czołgu, środkowego w nowo uformowanym szeregu.
- Celuj lepiej - warknął Jarrin.
- Spokój -zganił go Falkner.
W tym samym momencie najpierw pierwszy, a potem drugi z czołgów wypaliły. Żaden z pocisków nie trafił, lecz nie takie było ich zadanie. Pociski uderzając w ziemię wybuchły gęstym dymem, uniemożliwiając Węglom obserwowanie wroga. Za chwilę nadeszły kolejne dwa, które sprawiły, że można się było poczuć jak na bagnach o poranku - gówno widać.
- Przygotować się - rzekł Falkner do załogi - Załadować przeciwpancerny. Jarrin, naprzód.
Gdy Kilof II wyjechał z gęstej chmury dymu, trzy wrogie czołgi już zmierzały w ich kierunku równo w rzędzie. Krzaki zaszeleściły gniecione przez gąsienice czołgu, wyłaniającego się by stoczyć nierówny bój trzech na jednego.
Falkner przyparł do peryskopu:
- Nowy cel, czołg po lewej, na dziesiątej. Siedemset metrów.
Selb zaczął nerwowo pracować nadgarstkami, kręcąc pokrętłami odpowiedzialnymi za oś pionową i poziomą wieżyczki.
- Ognia!
Strzał chybił o włos. Załoga wrogiego czołgu, który stał się celem usłyszała zaledwie świśnięcie przeciwpancernego pocisku. W odpowiedzi nieprzyjaciel otworzył ogień, lecz tamtejszy strzelec był jeszcze gorszy - pocisk trafił w ziemię kilka metrów przed Węglami i zrykoszetował w powietrze. Zaraz za nim nadeszły dwa kolejne wystrzały wrogich dział, tym razem celne.
Można to było porównać do uderzania pięścią w blat stołu. Mebel się lekko zatrzęsie, ale się nie złamie. Na twardym frontowym pancerzu Kilofa II zostały jedynie osmolone plamy.
- Selb, wstrzymaj ogień - zarządził Węgloróg - Zbliżymy się do nich.
Korzystając z zalety jaką niewątpliwie była wysoka wytrzymałość przedniego pancerza, Jarrin cisnąć gaz do dechy skracał odległość od wroga. Kolejny strzał wroga, niecelny, uderzył kawałek przed Kilofem.
- Ten sam cel, na lewo. Ognia!
Tym razem Węglochwyt przeszedł samego siebie. Co prawda nie zniszczył czołgu gdyż wycelował za wysoko, niemniej trafił prosto w wystający łeb płomiennego dowódcy maszyny lewego czołgu.
W odpowiedzi nadszedł kolejny strzał wroga, znów niecelny. Walka przy tak dużej prędkości i co by nie powiedzieć, nierównościach terenu sprawiała, że żadna ze stron nie mogła efektywnie się zranić.
- Znów ten sam. Ognia! - krzyknął Falkner, spoglądając na Selba.
Kalibracja położenia działa, wrogi czołg znajduje się na środku krzyża celowniczego. W akompaniamencie głośnego wystrzału Kilof II wyrżnął dziurę z przodu wrogiego pojazdu. Czołg zatrzymał się, trudno powiedzieć, kto przeżył. Z pewnością nie kierowca. Strzelec i dowódca pewnie są ranni, lub nieprzytomni.
Walka zrobiła się bardziej wyrównana (liczebnie, ale czy technologicznie?). Dwa wrogie czołgi odbiły w bok z niecnym planem okrążenia Węgli. Należało więc wybrać, kto będzie większym zagrożeniem, lub łatwiejszym celem do zdjęcia.
Wrogi czołg po lewej wypalił, uderzając w burtę Kilofa. Wszystkimi zatrzęsło, Jarrin z trudnością uchronił się od uderzenia się ponownie czołem o kierownicę.
- Czołg z lewej, Selb. Jedenasta godzina.
- Tak jest! - odpowiedział dowódcy Węglochwyt. Kręcąc prędko pokrętłami, wziął na cel wrogą maszynę.
- Ognia!
Płomienni w swym planie nie przewidzieli jednego - odsłonili swój bok. Wykorzystując tę sytuację, Selb wystrzelił mierząc w burtę wrogiego czołgu, trafiając w boczny pancerz. Działo Kilofa miało dostateczną siłę by przebijać czołgi od przodu, co dopiero w miejscach, gdzie pancerz był słabszy. Pocisk przeciwpancerny przebił się do środka, eksplodując we wnętrzu maszyny. Silnik Szturma od razu stanął w płomieniach, a podpalony skład amunicji dokończył robotę. Z hukiem wzleciała w powietrze wieżyczka maszyny, zatrzymując ją i zmieniając w pancerną pochodnię.
- Jarrin, zatrzymaj się! - Falkner przywarł do peryskopu obserwując, jak ostatnia z maszyn wykorzystała swoją okazję by ich okrążyć - Wsteczny bieg!
Kilof II zaczął z wolna wycofywać, lecz nie zdołał prześcignąć szybszego Szturma III.
- Cel na drugiej, ognia!
Selb wymierzył we wrogą maszynę i z niecierpliwością wystrzelił. Zwycięstwo było prawie że przesądzone.
- Dupą patrzysz? - krzyknął Falkner
Selb nie mógł uwierzyć, że nie trafił wroga z tak bliska.
- Jarrin, naprzód!
Czołg Węgli zatrzymał się, po czym wyrwał do przodu. W tej sytuacji łatwiej było znów nabrać trochę odległości, gdyż za chwilę trzeba będzie obracać maszynę by schować swój tyłek.
Węglochwyt wymierzył raz jeszcze - tam, gdzie czołg wroga zaraz będzie. Wstrzymał oddech i przycisnął przycisk przy ziemi nogą, odpowiadający za uderzenie iglicy w spłonkę pocisku wewnątrz działa. Widać było tylko zapaloną iskrę sporych rozmiarów, która ze świstem minęła front Płomiennego Szturma III.
Wróg potrafił wykorzystać tę sposobność. Okrążywszy załogę Kilofa II, wroga lufa spojrzała prosto w tył Żelaznej maszyny. Z hukiem nadszedł jazgot i potworny ryk Saranga.
Falkner spojrzał na Węglorębacza, który trzymał swoje wypływające trzewia. Pocisk płomiennych choć przebił się pomyślnie, lecz to ciało żołnierza przyjęło na siebie najwięcej obrażeń. Gdyby był to skład amunicji, wszyscy spłonęliby w eksplozji.
- Selb, wal w niego kurwa! - krzyknął Falkner - Godzina szósta!
Jarrin wdepnął gaz do dechy, próbując jak najbardziej oddalić się od wroga.
Płomienny Szturm III przejeżdżał właśnie za Kilofem II, na jego osi symetrii. Od zimnej krwi i nerwów strzelców zależało, kto z nich wyjdzie zwycięsko.
Falkner przewalił się, gdy maszyną załopotało na boki. Jarrin puścił kierownicę, gdy cały kokpit zaczął niebezpiecznie migać, piszczeć, a kontrolki świecić się. Diody radiowęzła spajającego Falknerowy kominikator z dowództwem zgasły. A Sarang przestał wyć.
Selb jako jedyny widział, co tak naprawdę się stało. On i wrogi strzelec wypalili niemalże równocześnie. Załoga wrogiej maszyny musiała zginąć na miejscu wskutek wybuchu składu amunicji, ale Kilof III też nie wyszedł bez szwanku. Maszyna zarechotała, jak stary gruźlik spluwający do rynsztoka, a w środku zaczął ulatniać się dym. Falkner błyskawicznie zeskoczył na dół i pochwycił sprężoną esencję żywiołaka lodu w podłużnej butli. Wyciągnął zawleczkę i z pomocą spustu umieszczonego zaraz koło rozległej dyszy zaczął gasić rozpalający się silnik pojazdu.
- Ja pierdolę... - Jarrin zrzucił z głowy hełm i opadł głową na kierownicę - Sarang? Sarang!
Selb potrzebował kilku sekund, by dotarło do niego co właśnie się stało. Jarrin przeciskał się do leżącego na podłodze Węglorębacza. Od kilku chwil nie krzyczał ani nie wrzeszczał.
- Kurwa... - sapnął Falkner, rzucając gaśnicę na bok. Spojrzał na leżącego we własnej krwi Saranga. Chwycił jedną z płacht znajdującej się we wnęce w ścianie pojazdu, w której mieścił się zasobnik z najpotrzebniejszymi narzędziami.
- Odsuń się Jarrin, nie chcesz pamiętać go w takim stanie.
To powiedziawszy, dowódca okrył ciało martwego towarzysza.
Jarrin wrócił na swoje miejsce i schował twarz w osmalonych łapach. Selb rozwalił się na stanowisku strzelca i zaczął twardo dyszeć, dusząc się resztkami oparów uszkodzonego silnika. Falkner wstał i podszedł do peryskopu, by przeczesać wzrokiem okolicę.
Tylko dym, rozorana gąsienicami ziemia i palące się wrogie Szturmy, a w dali las - to jedyne, co można było dostrzec. Ze środka uszu dowódcy doszło ciche łkanie kierowcy, który nie miał w sobie więcej woli do walki. Jarrin uderzył kilkukrotnie łapą w kierownicę, klnąc na czym świat stoi.
Selb miał do siebie wyrzuty. Gdyby celował lepiej, Sarang jeszcze by żył.
- Jarrin, spróbuj odpalić maszynę. To rozkaz - Selb po raz pierwszy usłyszał, jak Falkner rozkazuje Jarrinowi. Zawsze miał ich za braci, Węglopyski był pierwszym i jedynym kandydatem na breveta gdyby, nie daj losie, coś miało stać się Legioniście.
Kierowca przekręcił kluczyk w stacyjce, ale to nie pomogło. Maszyna ani drgnęła, nawet cichy syk silnika nie dobiegł uszu załogi. Wyglądało na to, że byli uziemieni.
- Szlag by to - Falkner chwycił za komunikator - Rocktrooper, tutaj Węgloróg. Rocktrooper, zgłoś się.
Dopiero wtedy zobaczył wyłączone diody radiowęzła. Zirytowany walnął pięścią raz, drugi a potem trzeci w przeklętą maszynę.
- Jesteśmy odcięci - rzekł Węgloróg, chowając pysk w łapach.
- To musimy się stąd wynosić na piechotę, cholera - Jarrin wstał z oburzeniem i odsunął właz nad nim. Wstał, łapiąc swój hełm.
Być może gdyby go miał na głowie, sprawy nie przybrałyby gorszego obrotu. Selb i Falkner drgnęli jak porażeni, gdy Węglopyski runął z powrotem na swoje siedzisko. Pozbawiona tchnienia życia głowa odchyliła się w tył, ukazując szeroką ranę postrzałową.
- Jarrin! - Selb przyparł do kierowcy, spoglądając w jego martwe oczy.
- Zamknij właz, szybko! - ponaglił go Falkner. Węglochwyt usłuchał.
Dowódca przyparł do peryskopu i zaczął przeczesywać wzrokiem okolicę. Był dostatecznie stary i doświadczony by wiedzieć, że żaden z załogi nie byłby w stanie oddać strzału. Pola też były puste. Wychodziło na to, że w lesie musiał ukrywać się strzelec.
Selb przysiadł na swoim starym stanowisku asystenta kierowcy i spoglądał w na martwego kompana. Jeszcze wczoraj Węgle byli w pełnym składzie, a teraz? Gedwa w drodze do domu, bez dolnych kończyn. Sarang rozpruty od środka i Jarrin z dziurą w głowie.
- Zdradziłem nas, kurwa - Falkner sapnął - Niepotrzebnie kazałem ci zamknąć ten właz. Ktokolwiek do nas strzela wie, że jeszcze jeden z nas żyje.
- Co więc zrobimy teraz? - zapytał Węglochwyt.
- Czekamy. Musimy skontaktować się z dowództwem.
- Ale jak? Radio nie działa.
Wtedy wzrok obu powędrował na klatkę z gołębiem.
Podczas gdy Selb obserwował okolicę przez peryskop dowódcy, Falkner siedział przy otwartej teczce z dokumentami, zapisując kolejno następne kartki.
- Nikogo nie widzę, szefie - rzekł Selb.
- To oczywiste. Jeśli to snajper, jest tak dobrze ukryty, że go nie zauważysz.
Węglochwyt sapnął. Najchętniej zacząłby walić pięściami w ścianę, lecz przy dowódcy nie wypadało. Kontynuował przeczesywanie okolicy.
Falkner w tym momencie skończył pisać i zwinął dwa zwoje papieru w jeden rulon.
- Selb, teraz musisz mnie uważnie posłuchać. Stań przy peryskopie, wykonamy eksperyment.
Falkner uchylił wieżyczkę dowódcy powoli, aby z daleka było widać. Zakładał, że aby trafić z takiej odległości strzelec musiał mieć naprawdę dobry celownik optyczny (z pewnością kradziony Legionom, a jakże).
- Obserwuj linię drzew uważnie. Jeśli zauważysz jakiekolwiek mignięcie wtedy wiemy, gdzie nasz gagatek.
- Tak jest.
Falkner pomału wysuwał przez właz swój hełm, który zawiesił na swoim karabinie. Powoli, ostrożnie, aby nie wysunąć zbyt wiele. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Nagle palnął jeden pocisk.
- Mam go! - krzyknął Selb.
Ku ich zgrozie, po chwili uderzył kolejny. Falkner czym prędzej schował hełm z oboma dziurami, aby udać, że żołnierz został zneutralizowany.
Węglochwyt przyparł do działa i czym prędzej skierował je na linię drzew, w prawo. Przywołał obraz z pamięci, gdzie dostrzegł blask.
- Zapalający załadowany! - rzekł Falkner. Selb w tym czasie nacisnął na przycisk w ziemi i wystrzelił.
Jaki był tego efekt, trudno ocenić. Obaj woleli wierzyć, że trafili we wroga.
- Został jeszcze drugi - Falkner ciężko usiadł na schodku prowadzącym do jego stanowiska. Zmierzwił dłonią futro na czole.
- To go załatwmy - odparł Selb i przypadł do wieżyczki - Szefie, ładuje pan?
- To bezcelowe Selb. Zabiliśmy jednego, ale z pewnością jest drugi, jak nie więcej. Albo są na zwiadach, albo szykuje się jakaś zasadzka. Nie mamy jak powiadomić dowództwa.
- Mamy gołębia - Selb wskazał na wystraszonego ptaka.
- Ustrzelą go jak tylko go wypuścimy. Musimy to zrobić inaczej.
Selb pokiwał głową. Nie jemu było kłócić się ze zdaniem dowódcy. Choć kilka tygodni temu nie powstrzymałby się przed zakwestionowaniem rozkazu Centuriona Jadogrzmota.
- Trzymaj - Falkner wręczył Selbowi rulon z listami - Ptak może nie wystarczyć, dlatego wyślę i ciebie, i jego.
- Ale jak? Nie mogę zostawić tu szefa!
- Nic mi nie będzie. Masz biec ile ci fabryka siły dała, rozumiesz? Wezwać pomoc. Biegnij prosto do Rocktroopera, nie zatrzymuj się na żadne szczanie, sranie czy podziwianie przyrody. Rozumiesz?
- Ale...
- To rozkaz - rzekł stanowczo Węgloróg, po czym targany winą położył łapy na ramieniach Selba - Jesteś ostatnią nadzieją Węgli, rozumiesz? Gdyby mieli mnie dorwać, Gedwa jako kaleka nie poprowadzi dalej bandy. Jeśli zrobisz co ci każę, wrócę cało.
Rozkaz to rozkaz. Selb złapał rulon i wraził do spodni, pod pasek.
- Wywal właz w podłodze, uciekniesz tamtędy. Strzelę dymnym by cię osłonić.
- T-tak jest - odparł Węglochwyt.
- Tylko mi się tu nie rozklejaj. Wykonać rozkaz.
Falkner siadł na stanowisku strzelca, uprzednio ładując pocisk dymny. Wymierzył w linię drzew po lewej, po czym na huk wystrzału Selb miał dalej czekać. Dopiero po załadowaniu drugiego pocisku i wystrzeleniu w środek drzew, miał uciekać.
Wyskoczył włazem i czołgając się po błocie, wyszedł spod maszyny. Zaczął biec ile sił w kończynach, na czterech łapach. Jego kark zjeżył się, gdy poczuł dreszcz śmierci dyszącej nad nim. W każdej chwili mógł oberwać, dlatego też kierował się od drzewa do drzewa, od krzaków do krzaków, od leja do leja.
Falkner zaś wyskoczył ze stanowiska strzelca, zamknął za sobą właz wieżyczki i przyparł do karabinu korbowego asystenta kierowcy. Zaczął pruć ogniem zaporowym przed siebie po linii drzew, by dać swojemu podwładnemu jak największe szanse na ucieczkę.
Potem wstał i z ciężkim sercem westchnął, spoglądając na motającego się w klatce gołębia.
Selb odnalazł drogę prowadzącą do Żelaznej Ostoi. Najważniejszym było, aby się jej nie trzymać. Przy sobie miał zaledwie pistolet, marna broń na wypadek wpadnięcia w zasadzkę. Mimo tego nie mógł zawieść, rozkaz został wydany, a on musiał go wypełnić. Wyobrażał sobie, że dołączy do załogi Rocktroopera i wrócą po swojego Legionistę, zaczepią Kilof na hak, a on będzie mógł go naprawiać. W niepamięć odszedł przed jutrem - zastąpił go lęk przed tym co będzie, jeśli nie doręczy rozkazów na czas.
Falkner zaś przysiadł na swoim stanowisku dowódcy i czekał. Zaczął gmerać we wspomnieniach, przywołując najszczersze wspomnienia swoich towarzyszy, których odebrał mu los. Pierwsza banda, potem banda Długich, z którymi wojował z Płomiennym Legionem. Był wtedy Legionistą i zakosztował łyka z pucharu goryczy bycia dowódcą. Zdradzony przez połowę swojej bandy, musiał patrzeć jak żołnierze z którymi wczoraj stał ramię w ramię przeszli na stronę wroga wskutek niskich morali. Czy to była jego wina, czy Legionów, że nawet miski ciepłej zupy nie mogli zapewnić tym, którzy walczą na froncie? To pytanie gnębiło go długo, dopóki nie objął stanowiska w fahrarze. Primusami zazwyczaj zostawali ci, którzy mieli sporo życiowych lekcji za sobą, a on kim był? Popielcem z wpływami, który po prostu umiał przegadać swoich zwierzchników by wypchnąć jego kandydaturę na najodpowiedzialniejsze stanowisko w całych Legionach (pal licho Trybunów!) - nauczyciela młodych pokoleń.
I tu zawiódł, pozwalając najbardziej prominentnej bandzie uciec na samowolną misję. Do dziś pamiętał, jak biegł ile sił w nogach by zdążyć uratować chociaż jedno kocię. Zamiast tego, sam padł ofiarą pieprzonych duchów, które w akcje desperacji na miarę swego pokrętnego króla zawaliły grotę ze wszystkimi w środku. I przeżył tylko ten, który z życia już zdążył zaczerpnąć - on.
Wtedy nadszedł kryzys, pierwsze tułaczki po świecie, odseparowanie się od rodziny, jaką kazały się nazywać Legiony.
Dalsze rozmyślania przerwało dudnienie w oddali. Wytężywszy słuch przyparł do peryskopu. Obracał nim wokół, póki nie dostrzegł kolumny Płomiennych nadciągającej od strony lasu.
- Cholera - pomyślał. Jeżeli którykolwiek ze strzelców przekazał im wiadomość o walce, która się tutaj rozegrała pomiędzy czołgami, z pewnością będą chcieli go dorwać. Selb mógł skutecznie odwrócić uwagę, ale mogli go też nie zauważyć przez zasłonę dymną z pocisków wystrzelonych kilka minut temu.
A co najgorsze, mogli maszerować wprost na Żelazną Ostoję. Miną go, zajmą miasto i po nim, stracony.
Stuknął kilkukrotnie w radiowęzeł, nie działał. Opadł na podłogę, zostało niewiele czasu. Zerwał się po chwili na równe nogi i podbiegł wyciągnąć działo korbowe sprzed stanowiska asystenta kierowcy, a następnie zasunąć wizjer. Jeśli w czołgu pozostanie jakikolwiek nieszczelny otwór, zabiją go.
Zawarł za sobą wszystkie włazy na cztery spusty. Nawet gdyby próbowali, nie dostaną się do środka.
Spojrzał na gołębia. Nie było wyjścia, należało zaraportować. Selb nie mógł wiedzieć, że wroga kolumna nadciąga, stąd jego wiadomość na nic się nie zda. Załadował ostatni zapalający jaki został na ścianie, mijając okryte płachtą truchło Saranga. Wsadził nabój do komory, zaryglował. Usiadł na stanowisku strzelca, obrócił wieżyczkę.
Strzał zaalarmował kolumnę wroga. Kilku stanęło w ogniu, tarzając się po ziemi. W górę uniosła się chmura krwi, która opadła na ziemię niczym szkarłatny deszcz. Już wiedzieli, że siedzi w środku. I że tanio skóry nie odda.
Obrócił się i naprędce napisał na kartce koordynaty dla ostrzału, a później wziął osobną, czystą kartkę i zaczął pisać ostatni list:
Drogi Synu,
W dniu kiedy przyszedłeś do namiotu Rocktroopera rozpoznałem w Tobie twoją matkę. Nie będę silił się na uczuciowość, która tak bardzo nie wpasowuje się w ramy naszej rasy. Jak każdy popielec, co z pewnością kiedyś zrozumiesz, najlepszym było, bym pozostawił Cię twojej nowej rodzinie. Fahrarowi, a potem bandzie, z którą pisane było ci podbić świat.
Dziś chciałbym, aby było inaczej, Selb. Trochę czasu zajęło mi poznanie Ciebie, upewnienie się, że to właśnie Ty. Masz najlepsze cechy matki: upór, zaangażowanie, twarde serce, oraz moje: lojalność, podnoszenie się po upadkach, optymizm w najczarniejszej godzinie. Co odziedziczyłeś po nas obu, to wola życia i walki, która pcha Cię poza horyzonty twoich słabości. - Węgloróg.... btztbzt.... Węgloróg, zgłoś.. bzzbtbzt.
Falkner podniósł wzrok na jedną, jedyną mieniącą się lampkę radiowęzła. Natychmiast sięgnął po nadajnik, potrząsnął nim.
- Tu Węgloróg...
Wy swym uporze musisz dążyć do samego końca, lecz ta wojna, którą teraz toczysz nie będzie pierwszą, nie ostatnią w Twoim życiu. Gdy powiedziałem Ci wczoraj o tym, że świat nie kończy się na Płomiennym Legionie i Duchach chciałem przygotować Cię na to, że kiedyś fronty na których razem staniemy zmienią się. Pojawią się nowe, z nowymi wyzwaniami, nowymi wrogami którzy targną się na nasze życie. Musisz być na to gotowy. Walka wciąż trwa, każdego dnia - z własnymi wadami i pokusami. Mam nadzieję, że życie da Ci tę samą szansę jaką dało mnie: zobaczyć świat takim, jakim naprawdę jest. - Węgloró-btztbzt. Co z wami?
Falkner zacisnął pięść i grzmotnął raz jeszcze w maszynę. Druga dioda zapaliła się.
- Węgloróg, zgłoś się! - odezwał się głos Rocktroopera po drugiej stronie.
- Węgloróg, zgłaszam się. Straciłem dwóch żołnierzy, trzeci niesie korespondencję do was.
- Jaką korespondencję?
- Wróg zmierza na Żelazną Ostoję.
Mimo tego, że nasz świat podupadł wskutek przeciągających się wojen, nowe siły - Smoki, pragną zgarnąć dla siebie nasze życia. Ale my nigdy się nie poddamy. Musimy walczyć do samego końca: za naszą ojczyznę. Będziemy walczyć na morzach i oceanach, z rosnącą siłą w powietrzu. Będziemy bronić naszej Tyrii, naszego Askalonu bez względu na cenę, jaką przyjdzie nam zapłacić. Będziemy walczyć na plażach, na lądowiskach, na szczerych polach i ulicach. Będziemy walczyć na wzgórzach. Nigdy się nie poddamy! Płomienny Legion zdołał otoczyć Kilofa II. W obawie przed kolejnym wystrzałem, szamani wznieśli kamienną ścianę, która swym chwytem objęła lufę czołgu i uniemożliwiła ruszenie naprzód. Wrodzy popielcy wspinali się po maszynie, próbując podważyć zaryglowane włazy. Falkner słyszał jak walili po ścianach, wciskali miecze między szpary i namawiali do wyjścia.
- Węgloróg, podaj koordynaty ostrzału.
Falkner spojrzał na wcześniej zapisaną kartkę. Teraz kolumna była o wiele bliżej, otaczała Falknera, co oznaczało, że działa musiały dostać nowe współrzędne.
A jeśli zdarzy się tak, w co szczerze wątpię, że nasza cała rasa zostanie zapędzona w róg, to wtedy nasze młode pokolenie, z Tobą włącznie wystąpi naprzód, i ruszy w sukurs staremu.
Dopóki możesz, Synu, walcz o to, co jest ci drogie. Patrz nie tylko przez pryzmat tego, czego nauczył Cię fahrar, ale i tego, co podpowiada Ci serce. Falkner zastrzygł uszami. Walenie w czołg uspokoiło się tylko na moment, by za moment ostrzał artyleryjski mógł runąć na okrążonego Kilofa.
***
Zmagania w ramach Operacji "Kolos" trwały kilkanaście tygodni. Pomimo tego, że Trzy Wysokie Legiony zdobywały kolejne posterunki i osady wroga, Trybun Jaharr Smolderpaw nie był w stanie utrzymać ich na długo. Wraz z pogorszonym zaopatrzeniem po obu stronach, atakiem Krwawego Legionu z drugiej strony "państwa" Płomiennych i niespodziewanym buncie wśród Płomiennego Legionu, Smolderpaw zmuszony był uciekać. Żelazny, Krwawy i Popielny Legion nie byli w stanie kontynuować napierania w głąb terytorium Płomiennych, przesuwając granicę swojej ojczyzny zaledwie o kilkanaście kilometrów względem poprzednich granic.
Po raz pierwszy w historii obie siły były zbyt wyczerpane by kontynuować zmagania. Jego miejsce zajęła nowa walka ze znacznie potężniejszym wrogiem - Kralkatorikkiem, którą Trzy Wysokie Legiony uznały za większy priorytet, niż przerzucanie się zdobycznymi osadami z Płomiennymi rozbitymi od środka.