II. Szumiący wodospad
Czyli o tym, gdzie prowadzi pierwszy wspólny trening
Instynktownie cofnął się, gdy czarna plama pomknęła w stronę jego twarzy, tracąc przy tym pierwotną prędkość, z jaką szarżował na Kerriana. Czuł, jak coś oplątuje się wokół jego broni, a rękojeść wyślizguje się spod jego palców. Odskoczył, chcąc wydłużyć dystans między nimi, ale jego miecz został na miejscu, po chwili upadając z głuchym łoskotem na posadzkę areny. Odruchowo sięgnął w stronę specyficznego sztyletu, który nosił u dołu pleców, nim zdążył sobie przypomnieć, że to tylko walka treningowa, do tego drewnianymi broniami.
-
Uf, to już chyba rozumiem, do czego ci ten wachlarz - zaśmiał się, przystając, cofając dłoń i biorąc głębszy oddech. -
Jak ktoś się z tym nigdy wcześniej nie spotkał, to ciężko się spodziewać takiego zagrania.Kerrian również zatrzymał się, oddychając ciężko po tej długiej wymianie ciosów i pchnięć, którą tym razem udało mu się wygrać. Skinął drugiemu sylvari głową, unosząc kąciki ust w wątłej atrapie uśmiechu. Musiał przyznać, że mimo rzekomej przerwy strażnika od treningów, ten wciąż był w niezłej formie.
-
Spodziewałem się raczej, że będziesz mi tu nim zaraz magię uprawiał, a nie, że podetkniesz mi go pod nos - przyznał Nisai, nadal rozbawiony, biorąc głębokie wdechy i starając się nie pochylać, żeby sobie tego nie utrudniać.
-
O to właściwie chodzi, o element zaskoczenia. Do tego jest całkiem poręczny, chociaż sytuacyjny.-
No tak. Nie wiem, czy jakiś żywiołak by się przejął, że podtykasz mu wachlarz pod nos - parsknął. -
To co, może koniec na dziś? - zaproponował, podchodząc po swój drewniany oręż, który leżał na ziemi kawałek dalej.
-
Mhm - zgodził się z nim drugi sylvari, ruszając do skraju areny, gdzie zostawili swoje rzeczy.
-
Dawno nie miałem okazji tak się wyszaleć - przyznał, z tonu brzmiąc na ewidentnie zadowolonego, co przez Sen było wyczuwalne jeszcze bardziej, kiedy się zbliżył. On także wrócił, żeby pozbierać co swoje. -
I zgrzać też. - Sięgnął do kołnierza swojego wysokiego kaftanu, żeby go rozpiąć.
-
To dobrze, że jesteś zadowolony - stwierdził Kerrian, zarzucając swój płaszcz na ramię, w koszuli było mu dostatecznie ciepło. -
To chyba znaczy, że możemy kontynuować trenowanie razem.-
A jak! - Nisai uśmiechnął się szeroko do towarzysza, sięgając po butelkę z wodą, żeby ugasić pragnienie. Uczucie chłodnej wody spływającej po suchym gardle w duszny dzień było zdecydowanie najlepszą rzeczą pod słońcem! Otarł mokre usta i zerknął na Kerriana. -
Chcesz? Nie krępuj się, to tylko woda. - Wyciągnął butelkę w jego stronę. -
Możesz do końca.Mężczyzna zastanawiał się chwilę, po czym skinął głową i przyjął napój, by także zaspokoić swoje pragnienie.
-
To może ja odniosę broń treningową, w takim razie - stwierdził, kiedy już oderwał się od picia i zwracał pustą butelkę właścicielowi. -
Coś za coś.-
No, skoro nalegasz - parsknął Nisai, wręczając mu swój drewniany miecz rękojeścią w jego stronę. -
Chociaż... - Cofnął nieco rękę. -
Tak mi teraz przyszło do głowy. Jest ciepło, my zgrzani po treningu... Może pójdziemy wziąć kąpiel pod wodospadem? Raczej nie ma z tym żadnego problemu, nie? - zastanowił się na głos, kiedy już i tak zdążył przedstawić swój pomysł. -
W szuwarach siedzieć można, to i za to się nikt nie powinien obrazić - stwierdził zaraz, wzruszając lekko ramionami.
Kerrian przyglądał mu się chwilę, nim sam sięgnął i wyjął broń z jego rąk.
-
Nikt nie mówił, że nie można - stwierdził powoli, na co na twarzy Nisaia wykwitł uśmiech.
-
No to co? Chodźmy! - Skinął głową na towarzysza, ruszając w stronę wyjścia z areny, by skierować się do schowków. Drugi sylvari ruszył za nim z małym opóźnieniem, nie oponując, a przynajmniej nie na głos, tym planom kąpieli pod wodospadem. Godzina i tak była już wieczorna, nikt pewnie się tam kręcić nie będzie poza nimi, co mu szkodziło? Nic nie działało na niego tak relaksująco jak odgłosy wody, a czego innego sylvari mógł po ciężkim treningu oczekiwać, jak nie chwili odprężenia?
Z tą myślą udał się za Nisaiem wpierw do składziku, żeby odłożyć pożyczony sprzęt, a potem brzegiem płytkiego koryta dalej. Kolorowy sylvari zdjął buty i podwinął nogawki wyżej, by po drodze pobrodzić jeszcze w wodzie.
-
To właściwie jak długo byłeś w Wardenach?-
Cztery lata.-
Cztery? Myślałem, że dłużej. Operujesz mieczem lepiej niż przeciętny początkujący.-
Nie uczyłem się tylko u Wardenów. Właściwie u nich byłem całkiem dawno.-
Jak bardzo dawno temu? W przybliżeniu.-
Z siedem lat temu.Nisai podniósł dłonie przed siebie, otwierając i zamykając palce jakby coś liczył. Kerrian przyglądał się temu z lekkim rozbawieniem w postaci uniesionych kącików ust, ale nie przeszkadzał.
-
To bardzo szybko zacząłeś treningi, jeśli dobrze pamiętam, że masz... jedenaście? - Przy tym stwierdzeniu zakończonym nieco pytającym tonem spojrzał w stronę towarzysza, który szedł piaskiem obok niego, a który skinął głową w odpowiedzi.
-
Po nieco ponad roku. Tyle wystarczyło, żebym nie mógł już usiedzieć w samym tylko Gaju. A że lepiej byłoby umieć się bronić poza nim, to Wardeni wydali mi się wtedy najlepszą opcją. Poza tym jeden z moich znajomych też tam dołączał.-
Razem zawsze raźniej i weselej - rzucił luźno Nisai, zaraz po tym otrzymując nieco zamyślone spojrzenie od Kerriana. Jednak nawet tego nie spostrzegł, bo byli już całkiem blisko wodospadu i w głowie miał tylko kąpiel. -
Hm, całkiem płytko tu. Miałem nadzieję, że będzie się dało wykąpać i popływać, ale widzę, że tu to można co najwyżej wziąć sobie prysznic - stwierdził nieco zawiedziony, odkładając buty na piasek.
-
Nie będzie aż tak źle. Prysznice pod wodospadem są przyjemne - pocieszył go revenant, zabierając się za rozbieranie się, kiedy spostrzegł, że drugi sylvari zaczyna rozpinać swój kaftan.
-
No, mam nadzieję. Nie kąpałem się jeszcze pod żadnym wodospadem, co najwyżej w rzece, ale trochę inaczej wyobrażałem sobie ten pierwszy raz - przyznał Nisai. -
Chociaż była to dość specyficzna wizja, zawierająca światło księżyca i kolację z lampką wina na świeżym powietrzu, ale chyba nie można mieć wszystkiego - zaśmiał się, odkładając bronie i kaftan na buty, nim sięgnął do spodni. -
Hm, nie przemyślałem tego - mruknął do siebie zaraz. Piasek już zdążył przykleić mu się do nóg kiedy wyszedł na brzeg, a przecież nie chciał nosić go ze sobą w ubraniu w drodze powrotnej, bo ten przecież na pewno osadzi się wewnątrz przy przeciąganiu stopy przez nogawkę. Westchnął, przystając na jednej nodze, a drugą zaczął się otrzepywać z mokrego piasku.
Kerrian zerknął w jego stronę po tym westchnięciu i widząc te próby otrzepania stóp z mokrego piasku, zaproponował: -
Zdejmuj je w wodzie. Najwyżej nieco się pomoczą, ale przynajmniej piasek nie będzie cię potem irytował.-
To... to całkiem niezły pomysł. -
Często tak robiłem. Gorzej, jak się przewalisz w wodę. Wtedy wszystko będzie mokre.Strażnik parsknął. -
No tak. To chodź, przyda mi się podpórka. - Zachęcił Kerriana gestem, żeby się zbliżył. Ten w tym czasie zdążył już zgiąć w pół swój płaszcz i złożyć na nim wszystkie swoje ubrania i bronie we względnym ładzie, więc teraz stał już właściwie nago, z zamiarem ruszenia pod strugi wodospadu, ale po słowach Nisaia zdecydował się pomóc bratu w niedoli i podszedł do wchodzącego do wody sylvariego. Strażnik oparł dłoń na jego ramieniu, rzucając mu krótki uśmiech w ramach wdzięczności i zabrał się za ściąganie sprawiającej kłopoty reszty odzienia. Miękki piasek przesuwał mu się pod stopą przy tych manewrach i pewnie gdyby nie podpórka, miałby większe kłopoty z wyjściem z tego suchym.
-
Dzięki, wybawco - odezwał się w końcu Nisai, puszczając ramię Kerriana, który znosił to wszystko w ciszy, i zwijając swoje spodnie wraz z bielizną w kłębek, by rzucić je na kupkę i ruszyć za towarzyszem pod strumienie spadające ze skał. Teraz, kiedy revenant był do niego obrócony plecami całkowicie, spostrzegł pokrywające jego plecy niewielkie płatki, z których nie potrafił ułożyć żadnego konkretnego kształtu. -
Stylowe wzory - stwierdził, przyglądając im się.
-
Hm? - Kerrian obrócił głowę w jego stronę i szybko połączył te słowa z kierunkiem wzroku towarzysza. -
Tak. Dziękuję - stwierdził neutralnie jak zawsze, kiwając lekko w jego stronę i sięgając do swoich liści, żeby rozpuścić prowizoryczną konstrukcję, którą z nich wcześniej zmontował na trening.
-
Nie widziałem jeszcze drugiego innego sylvari, który aż tak bardzo pokrywałby swoje ciało płatkami. Nie żebym widział plecy aż tak wielu sylvari od kiedy opuściłem Gaj. Nie przeszkadzają ci? - spytał, przypominając sobie, że i on powinien swoim liściom dać odpocząć, i zabierając się za rozwiązywanie i odwijanie wiążącego ich pasma materiału.
-
Przyzwyczaiłem się.-
Zawsze takie miałeś czy może coś symbolizują albo... - zaczął zgadywać strażnik.
-
Można powiedzieć, że coś symbolizują, ale nie chciałbym teraz o tym rozmawiać - Kerrian uciął dalsze domysły towarzysza nieco bardziej stanowczym tonem niż zwykle, spoglądając w stronę drugiego, ale nie było ku temu potrzeby, Nisai zaraz odezwał się:
-
W porządku, jasna sprawa, tak tylko byłem ciekaw. - I nie drążył dalej, zajmując się rozplątywaniem swojej fryzury. Kiedy w końcu udało mu się uwolnić liście z pasm materiału, te rozpłyneły się po jego plecach niczym kaskada, mieniąc się cieplejszymi niż zwykle kolorami dzięki pomarańczowej poświacie zachodzącego słońca. Nawet Kerrian musiał przyznać w głębi, że był to całkiem zjawiskowy widok, w który wpatrywał się może odrobinkę za długo, bo Nisai wyłapał to spojrzenie i uśmiechnął się szerzej. -
Przyjmę to za komplement - zaśmiał się, zwijając materiał i odkładając go na pobliskie skały z nadzieją, że nie zmoczy się za bardzo.
Revenant pokiwał głową, powoli odwracając wzrok i samemu kierując się pod strumień wody. -
Są ładne - potwierdził swoimi słowami jakże prosto domyślenia brata, a jego wypowiedzi jak zwykle brakowało silniejszych emocji.
-
Uwielbiam je - przyznał otwarcie Nisai, wystawiając dłonie, żeby przyzwyczaić ciało nieco lepiej do temperatury spadającej wody nim sam całkiem się pod nią wejdzie. -
Chociaż mają też swoje minusy. Muszę je wiązać do walki czy pracy, żeby się nie plątały, a przy tym też zwykle schodzi mi trochę czasu... - westchnął, odgarniając wspomniane liście na ramiona i wsuwając się pod kaskadę wody. -
Och, jak dobrze - prawie jęknął z przyjemności, gdy strumienie wody zaczęły rozbijać się na jego plecach w ramach bardzo naturalnego masażu napiętych po treningu mięśni. -
Prawie jak w raju.Kerrian podzielał odczucia towarzysza, aczkolwiek nie komentował tego na głos ani nie okazywał w żaden spektakularny sposób. Zamiast tego stał po prostu pod strumieniem z zamkniętymi, pozwalając, by ten opadał na jego głowę, liście i resztę ciała i zmył wszelkie trudy dnia i treningu. Prosta przyjemność, ale te sylvari już dawno temu nauczył się doceniać.
-
O, a może trening w wodzie któregoś dnia? - odezwał się nagle Nisai, którego tok myślenia najwyraźniej jednak wciąż błądził wokół trenowania. -
Na wzmocnienie nóg. Hm?-
W pobliżu jest strefa relaksacyjna, nie chciałbym komuś przeszkadzać - stwierdził po chwili zastanowienia Kerrian.
-
No to gdzieś indziej można. Na pewno znajdzie się tu gdzieś indziej kawałek wody nie koło strefy relaksacyjnej. A jak nie tu, to może w Lesie Caledon?Revenant uniósł kąciki ust. Ten zapał do samodoskonalenia dało się wyczuć nawet przez Sen.
-
Na pewno coś się znajdzie.